I znowu dopadła mnie chęć na Beaujolais Nouveau. Pewnie dlatego, że w tym roku to marketingowe szaleństwo jest znacznie cichsze. A we wcześniejszych latach cały ten marketingowy szum potrafił mnie skutecznie zniechęcić do próbowania tego wina. W tym roku więc stwierdziłem, że być może nawet trzy butelki od różnych producentów i z różnych sklepów wypróbuję. A czemu nie!
Na pierwszy ogień poszedł Maison Albert Bichot zakupiony w Przystanek Wino/Paryska 28. To Beaujolais ma oznaczenie Villages, a dzięki temu szansę na wyższy poziom jakościowy. Do tego ma oznaczenie regionu Burgundia, a to zachęca.
Jak to przy Beaujolais wino ma rubinową, ale niezwykle ciemną barwę. W zapachu aromaty owocowej gumy do żucia, co stało się już wizytówką tych win. Ale poza tym sporo owocowości spod znaku malin i poziomek. Dużo ciekawsze jest w smaku, bo pojawiają się wiśnie i czereśnie oraz duża dawka kwasowości. Wino jest naprawdę świeże i przyjemnie się je pije. Do tego na finiszu delikatne drobne taniny. Nie jest ich dużo, ale jak na Beaujolais Nouveau całkiem sporo. Warto to wino wlać do kieliszka burgundzkiego i dać mu trochę czasu – całkiem przyjemnie się otwiera.
No cóż. Kto nigdy nie pił Beaujolais Nouveau niech pierwszy rzuci kamieniem…
Jerzy Moskała